niedziela, 16 marca 2014

moje małe pasje. aktywnie.

Sport to nieodłączna część mojego życia. Zaczęło się od w-fu, szkolnych biegów na dystans, skok w dal, po wszelakie kursy tańca, które trwały rok, zwykle nie więcej, a może i mniej. W gimnazjum i liceum był Teatr Tańca, świetna przygoda, dużo ruchu i męczących (ale jak pozytywnie) treningów. W międzyczasie kilka aerobików, zawsze rower i rolki. Musiało się dziać. Nie brakowało badmingtona, była i nawet przygoda z tenisem, siatkówką - ale wszystko to było mały romans. Na studiach kontynuowałam przygodę z tańcem, ale długo trwały moje poszukiwania szkoły idealnej. A to za daleko, a to za drogo, a to zajęcia takie sobie, wciąż jakieś ale. Najdłużej wytrwałam ponad! rok w jednej, a treningi zostały uwieńczone naszym pięknym występem przed dość pokaźną [przynajmniej dla nas ;-)], publiką. Było fajnie.




Dziś jednak to zupełnie inny sport mnie kręci, sprawia przyjemność, relaksuje. O czym mowa? O pływaniu. Za dzieciaka chętnie śmigałam na basen, ale tak sobie radziłam z pływaniem. Był nawet epizod z profesjonalną nauką, sympatyczna pani próbowała mnie, mojego brata i siostrę cioteczną czegoś nauczyć, ale to albo nasza ekipa była dość oporna, albo pani miała średnią smykałkę do przekazywania wiedzy. Tak też w ostateczności skończyło się tylko na doszlifowaniu nieśmiertelnej żabki i pływania na plecach.

W mojej miejscowości, w której się wychowałam, dopiero gdy poszłam na studia, wybudowano basen. Szkoda, że dopiero wtedy, bo myślę, że gdyby zrobili to znacznie wcześniej, bywałabym tam codziennie, a może dziś trenowałabym pływanie.

Ktoś w tym miejscu pomyśli sobie, że mogłam wtedy gdzieś dojeżdżać - fakt mogłam, ale wtedy jeszcze nie czułam tego całego flow. Bo bakcyla złapałam dopiero na studiach, gdy zamieszkałam na osiedlu, gdzie był blisko sportowy basen. Po części też ze względów zdrowotnych zaczęłam chodzić popływać - mój kręgosłup ma się teraz znacznie lepiej, nie marudzi i jest mi bardzo wdzięczny za takie wycieczki. 

Sama nauczyłam się pływać kraulem, początki były zabawne i na pewno niejeden ratownik uśmiechał się pod nosem widząc moje wyczyny ;-). Do tej pory, metodą prób i błędów poprawiam swój styl, podglądam innych i się uczę. Sprawia mi to wielką przyjemność. 

Teraz nie ma wymówek, że zima, że pada śnieg, że się nie chce, że włosy mokre, trzeba suszyć, że gogle odciskają się na twarzy i wyglądam jak wodny stworek. To nie prawda, że  wychodząc z basenu, nawet z wysuszonymi włosami, można szybko się przeziębić. Wręcz przeciwnie - mój organizm się bardzo uodpornił, praktycznie w ogóle nie choruję, mam się świetnie. Po godzinnym pływaniu mam o niebo więcej energii. Pływanie mnie relaksuje, odpoczywam od codziennych spraw, nie myślę o tym, co mnie czeka, tylko o tym, co jest w danej chwili. Uwielbiam zanurzać się w wodzie, moje ciało jest wtedy takie lekkie, może wszystko, nie ma ograniczeń.

A Wy lubicie pływać? Jeśli tak, to dlaczego? Podzielcie się swoimi spostrzeżeniami. :-)


Źródło zdjęć: Pinterest.com

5 komentarzy:

  1. zazdroszczę akurat takich pasji. mnie najbardziej pasjonuje własne łóżko, ale zbieram siły na zmiany ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uwielbiam swoje łóżko, wręcz kocham ;P 3mam kciuki za Twoje zmiany :)

      Usuń
  2. Właśnie niedawno wróciłam do pływania, więc przeczytałam z przyjemnością :) W pływaniu uwielbiam pracę z oddechem, harmonię ciała i to, że wychodzę z basenu z dużo spokojniejszym umysłem - jak w mojej ukochanej jodze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to :-) Idealnie to ujęłaś :) ja do tego wychodzę też z poczuciem lekkości ciała :)

      Usuń
  3. Zawsze po basenie mam problemy jak nie z pęcherzem, to ze skórą ... choć pływanie sprawia mi naprawdę ogromną przyjemność, to niestety chyba nie dla mnie. A szkoda :(
    Ale zazdroszczę pasji! Mam znajomych pływaków i mają idealne sylwetki :)

    OdpowiedzUsuń